Serial jest na prawdę niezły. Widać, że to "produkcja kręcona w garażu" ale klimat jest bardzo przyjemny. Pierwsze odcinki są takie sobie, potem się rozkręca. Jako że aktorzy grające poszczególne role się zmieniają to poziom gry jest różny. James Cawley jako James T. Kirk mnie przekonał, udało mu się podłapać część mimiki i gestykulacji Shatnera ;). Spodobał mi się też John Carrigan jako Kargh.
Fabuła, kostiumy, dekoracje - bardzo w klimacie ST: TOS. Serial zyskał na gościnnych występach aktorów z oryginalnej serii. Mi szczególnie podobał się odcinek z Sulu "World Enough and Time".
Jeśli skończyły się Wam oficjalne "Star Treki" to z czystym sumieniem polecam "New Voyages". :)